Park Krajobrazowy „Dolina Słupi“ powstał w 1981 roku, a jego powierzchnia wraz z otuliną obejmuje ponad 120 tyś ha, z czego 70% stanowią lasy. Oś parku wytycza rzeka Słupia wraz z dorzeczem. Słupia od wyjścia z jez.Węgorzyno koło Sulęczyna zaliczana jest do „wód górskich“. Wypiętrzenia terenu dochodzą do 160 m n.p.m. tworząc krajobraz o charakterze podgórskim z bogatą szatą roślinną, licznymi strugami, wysiękami i jeziorami, z których osiem to szczególnie cenne jeziora lobeliowe.
zdjęcie: www.slupiailupawa.pl
Doliczono się kilkaset gatunków roślin naczyniowych, w tym 26 gatunków będących pod całkowitą ochroną. Występuje również ok 200 różnych porostów i rzadkie gatunki grzybów. Faunę reprezentują daniele, sarny, dziki, jelenie, lisy, borsuki, jenoty, wydry, bobry, norki... a z ptaków: derkacze, siewki, sowy błotne, puszczyki, orły bieliki, żurawie, czaple, dzięcioły, pliszki, zimorodki i brodźce. W momencie powstania Parku rybostan Słupi był równie bogaty - jej wody pulsowały stadami dorodnych lipieni, nie brakowało także wyrośniętych pstrągów potokowych, dochodzących do 60 cm długości. Towarzyszyły im klenie, jelce, okonie, szczupaki, płocie i ukleje, które każdej wiosny migrowały z jez.Głębokiego by jesienią do niego powrócić. Miały czym się pożywić czaple, wydry i norki... a i wioskowy pastuszek z leszczynową wędką jakiegoś drobiazgu zawsze nałowił. Wędkarze także nie narzekali. Dzisiaj rzeka jest zaledwie cieniem tej sprzed lat - w ostatniej dekadzie nastąpiła poważna degradacja jej wód, brzegów, rybostanu i szaty roślinnej w otulinie. Dotyczy to nade wszystko najpiękniejszego i najdzikszego odcinka od wsi Soszyca do Gołębiej Góry i dalej do jez.Głębokiego. Na tym 15-to kilometrowym odcinku z dala od miast i szos są zaledwie dwie leśniczówki - rzeka przewija się w ciszy wśród lasów i śródleśnych łąk , na których pasą się stada saren, majestatycznie kroczą żurawie, a w nadrzecznych bagienkach taplają się dziki. Tak wartościowych i urokliwych miejsc na Pomorzu nie ma już zbyt wiele i między innymi dlatego należy je szczególnie chronić. Niestety, obecnie pstrąg potokowy i lipień występują w śladowych ilościach; dominuje białoryb, a w korycie i na brzegach przybywa śmieci. Łowię na Słupi, także na tych odcinkach, od ponad trzydziestu lat, znam jej każdy meander, każdy dołek, a także rybostan, jaki był, i jaki jest, więc mam podstawę do oceny aktualnej fatalnej kondycji rzeki, na którą złożyło się kilka przyczyn. Postaram się je zsumować i pokrótce omówić, z punktu widzenia wędkarza i miłośnika przyrody.
KŁUSOWNICTWO
Kłusownicy na Pomorzu byli od zawsze, no prawie od zawsze, bo w okresie zaboru pruskiego proceder ten był zminimalizowany - za kłusownictwo groziły surowe kary, z wielomiesięczną odsiadką w więzieniu i przepadkiem mienia włącznie. Po ostatniej wojnie powszechne stało się łowienie ryb na różnego rodzaju przynęty naturalne, na wodach ogólnie dostępnych. Z czasem nie wystarczała już płotka czy karasek na patelni - różnej maści kłusownicy i pseudowędkarze dobrali się do lipieniowo- pstrągowych rzek pomorskich i nikt specjalnie im w tym nie przeszkadzał. Tradycyjnego robaka zastąpiła ikra troci i serek, potem zastosowano efektywniejsze siatki, które z kolei wyparła zabójcza, szczególnie dla mniejszych cieków, „wędka elektryczna“, a kłusownicy stali się bardziej bezwzględni i pazerni na rybie mięso. W Parku Krajobrazowym „Dolina Słupi“ pogłowie lipieni zdziesiątkowali już kilkanaście lat temu faceci w moro: policjanci, wojskowi, strażacy, kolejarze... głównie ze Słupska, ale i z Bytowa, Lęborka... oraz mieszkańcy okolicznych wsi, którzy licznie zjeżdżali nad rzekę z „ziarkiem“. Straż Rybacka pojawiała się tam sporadycznie, więc czuli się niemal całkowicie bezkarni. Po lipieniu przyszła kolej na potokowca, którego przetrzebiono m.in. na tak zwanego „trupka“ oraz „łylca“, czyli na wydobywane z mułu larwy jętek . Po nich, kilka razy „posprzątali“ poszczególne odcinki kolesie „elektrycy“ ... i dzisiaj mamy to co mamy, czyli wędkarską pustynię. Aby Dolina Słupi nie pozostała tylko doliną z nazwy, znakiem na mapie, z rzeką wyjałowioną z cennych gatunków ryb, nieodzowne są systematyczne zarybiania wspierające to, co w niej jeszcze zostało, przeprowadzane według sprawdzonych standardów. Narybek wsiedlany do rzeki, powinien być rozprowadzony partiami na możliwie długim odcinku, a wylęg do małych dopływów - wie to każdy ichtiolog i każdy wędkarz ze średnim stażem - lecz nie zawsze tak to się odbywa. Wrzucanie palczaków pstrąga do wody pełnej kleni oraz innych ryb drapieżnych, na zasadzie, pół wanny tu, pół wanny tam, i po sprawie, nie przynosi efektów, co od lat widać na górnej Słupi, i nie tyko na niej. Zwalczeniu kłusownictwa nie pomaga nasze anachroniczne prawo karne; „mała szkodliwość czynu“, a także PZW, które jedną nogą tkwi jeszcze w epoce wędkarstwa zasiadkowego i żywcowego, gdy normą było, aby z każdej wyprawy nad wodę przynieść „siatę rybów“. Propagowanie przez pomorskie Kluby i Towarzystwa Wędkarskie, nowoczesnego, etycznego wędkarstwa opartego na rekreacji i sporcie oraz zasadach „no kill", nie ułatwia dopuszczanie na wodach pstrągowo-lipieniowych spławikowych metod połowu. Jaskrawym przykładem jest chociażby fragment Słupi od elektrowni Struga w Soszycy do mostu drogowego, na którym „opiekun“ odcinka, Koło w Bytowie dopuściło spławik, nie uwzględniając faktu, że poniżej elektrowni są tarliska potokowca.
KAJAKARZE
Niekontrolowana, zwiększająca się z roku na rok, ekspansja spływów kajakowych przekłada się na dewastację rzeki i jej doliny. Obecnie jest to „Szlak Papieski“ - Karol Wojtyła spłynął rzeką raz w 1964 roku - teraz spływa nią dziesiątki ludzi dziennie. Nierzadko są to głośne, wrzaskliwe, pijane grupy, po których na dnie i brzegach rzeki pozostają opakowania po trunkach i napojach oraz wory śmieci. Na trasie kajakarzy są liczne ostoje zwierzyny, ale to wielu turystów w plastikowych pływadełkach zupełnie nie interesuje. Spotkać można również kompletnych ignorantów pytających wędkarzy, po jakiej rzece płyną... W Parchowie, Soszycy, Gołębiej Górze... wystawiono nad rzeką pomniki ku czci K.Wojtyły, natomiast kilkanaście metrów dalej w nadrzecznych krzakach, można wpaść w poślizg na ludzkich odchodach, papierzakach i podpaskach. W miejscach obozowania kajakarzy brakuje pojemników na śmieci i toj-tojek. Aż dziw, że nie widzą tego leśnicy odpowiadający za ten rejon i Dyrekcja Parku Krajobrazowego. Z własnej inicjatywy umieściłem nad rzeką tablice z napisami: „Kajakarze, nie zaśmiecajcie mnie - Słupia“, „Przyroda prosi o ciszę“, „Jesteś z miasta - zachowuj się“... większość reaguje na nie pozytywnie, lecz są i tacy, którzy drwią bądź ryczą ze śmiechu. Problemem inwazji kajakarzy nad Słupią próbowałem zainteresować nadrzeczne Urzędy Gmin, wystosowując do nich pisma w których proponowałem pewne rozwiązanie m.in. opłatę ekologiczną od każdego kajaka pobieraną od firm organizujących spływy - środki te byłyby przeznaczone na postawienie toalet, zbiórkę i odbiór śmieci. Urzędnicy jakoś nie wykazali zainteresowania tematem, więc dewastacja Szlaku Papieskiego trwa. Jeszcze kilka kajakowych sezonów i Słupia, nie dość, że bezrybna to stanie się śmietniskiem, bolesnym, ropiejącym dowodem na postępującą, bezmyślną ingerencję człowieka.
LEŚNICY
Także mają swój negatywny udział w tym, że krajobraz Doliny Słupi jest aktualnie mocno okaleczony. Zasoby leśne w otulinie Parku są traktowane niczym fabryka drewna - z 70% połaci leśnych pozostało wspomnienie, chociaż na papierze zapewne jest inaczej - wycinane są nade wszystko, i to całymi kwartałami, systematycznie, planowo, stare drzewa: sosny, buki, świerki... a po wycinkach pozostaje zniszczona ściółka i stosy gałęzi które gniją latami. Dzisiaj wzdłuż biegu rzeki coraz liczniejsze są zaorane wyręby i ogrodzone siatkami nasadzenia. W starych drzewach mają swoje dziuple liczne gatunki ptaków... teraz, gdy takich drzew brakuje, ptakom wiesza się drewniane budki, ale przecież to nie to samo. Wiele uroczysk, nadrzecznych skarp i zboczy jest całkowicie ogołoconych z drzew, przez co dolina rzeki w znacznym stopniu straciła swoje pierwotne walory przyrodnicze i krajobrazowe. Przykładem, czy wręcz swoistym symbolem gospodarowania drzewostanem w otulinie doliny może być wiekowy, okaleczony przez wichury i pioruny dąb, który stał na lewym brzegu Słupi poniżej mostu w Gołębiej Górze. W jego pniu znajdowała się duża dziupla, którą zamieszkiwała sowa. Gdy kilka lat temu pod piłami padły pobliskie drzewa, dąb także podzielił ich los. Czy ścięto go z niewiedzy, czy z głupoty, nie wiem; faktem jest, że zniknął wspaniały pomnik przyrody wraz z jego lokatorem, sędziwy świadek misterium przyrody.
NORKI
Już dziesięć lat temu w swojej książce „Kaszubskie pstrągi“ sygnalizowałem problem związany z tym intruzem, krwiożerczym zwierzątkiem, czyniącym olbrzymie szkody wśród ptaków, drobnych ssaków i ryb. Norka amerykańska znalazła na Pomorzu doskonałe warunki bytowania; nie mając wrogów naturalnych rozradza się bez przeszkód i rozprzestrzenia wzdłuż wszystkich cieków - świetnie pływa, skacze po drzewach, penetruje trawy i zarośla, nawet kilkaset metrów od rzeki. - „...szczególnie groźne dla nadrzecznej fauny są drapieżne i zwinne norki amerykańskie, które nad Słupią wytępiły już szczury piżmowe i karczowniki. Potrafią uśmiercić metrowego węgorza i uporać się z dużym pstrągiem. Na lądzie atakują młode zające i gniazdujące ptaki, wybierając im również jaja i pisklęta.“ „...Nad górną Słupią naruszona została równowaga w przyrodzie, co sprawia, że jedna z najpiękniejszych i do niedawna najrybniejszych rzek na Pomorzu zatraca, a właściwie już zatraciła, walory wody sportowej.“ Po dziesięciu latach zmieniło się, owszem, tyle że na gorsze... norki są wszechobecne, a szkody które czynią są nie do oszacowania... potwierdzają to leśnicy, myśliwi i wędkarze, tylko że póki co nikt na poważnie nie zajął się ograniczeniem ich populacji. W ostatnim czasie media doniosły o ataku stada norek na ptaszarnię w Łebie - wymordowały 300 cennych ptaków, ot tak, dla sportu i rozładowania nadmiernego temperamentu. Żadnego z ptaków nie zjadły, ale to jest charakterystyczna cecha norek, które mordują nawet wtedy gdy nie są głodne, i między innymi dlatego są tak niebezpieczne dla środowiska w którym bytują. Powyższy incydent jest aż nadto dosadnym przykładem na to z jak groźnym przeciwnikiem i z jak poważnym problemem mamy do czynienia.
Taki jest obraz dzisiejszej górnej Słupi w Parku Krajobrazowym, smutny to obraz, lecz niestety prawdziwy. W przewodnikach, folderach, na stronach internetowych, a także w niektórych czasopismach wędkarskich rzeka wciąż opisywana jest jako atrakcyjne łowisko pstrągów i lipieni, co nijak się ma do rzeczywistości. Dzisiaj można dostrzec na jej dnie liczne puszki po piwie, a na brzegach śmieci, natomiast prawie niemożliwe jest wypatrzenie jakiegoś lipienia czy pstrążka. Sponiewierana i okaleczona Słupia nie zasłużyła na taki los, który zgotowali jej ci, którzy bez opamiętania i rozsądku korzystali i wciąż korzystają z jej zasobów i walorów.
Robert Tracz
*do wiadomości: PZW Słupsk Dyrekcja Parku Krajobrazowego „Dolina Słupi“
|